Lwowski spacernik 2019

30 wrzesień to dzień, w którym wszyscy studenci przeprowadzają się do dużych miast, powodując korki na drodze i kilometrową kolejkę do alkoholowego. Tego dnia energia do nauki wśród studenciaków, która będzie trwać jeszcze ze 2 dni, atakowała nawet z Instagrama. W naukowej atmosferze pojechałam na lotnisko, świętując swój pierwszy nie-studencki początek roku akademickiego. Radość była podwójna: po pierwsze w perspektywie był Lwów, po drugie – nie mogłam się doczekać, aby drażnić swoim nieróbstwem wszystkich walczących z Usosem i innymi dziekanatowymi pierdołami.

Plan był bardzo prosty – ponicnierobić w tym pięknym mieście. Powłóczyć się, poszwendać, połazić. Miałam ważną zasadę – omijać turystyczne miejsca – dlatego na zdjęciach nie ma cmentarza Łyczakowskiego, ratusza, nie zajrzałam też do restauracji Baczyńskich, która długością kolejek konkuruje z warszawskim Manekinem. Po przeludnionym Paryżu, w którym byłam tydzień wcześniej, chciałam zrobić „odludzki detoks”.

Spacer zaczęłam od Podwórka opuszczonych maskotek. Poranna pustka potęgowała ponurą armosferę. Porozrzucane wszędzie brudne, zapomniane pluszaki wpisują się w cykl “Cmentarz radości”, co okazuje się być moim tematem przewodnim ostatnich wycieczek. 

Myśląc, że o 9 rano turystów nie będzie, pobiegłam na Wysoki Zamek. Mój triumf trwał tyle, ile wspinałam się do góry otoczona jedynie drzewami. Na górze cały urok zniszczyła szkolna wycieczka, oraz grupa emerytów. Klimat selfie kazał mi uciekać z Wysokiego Zamku jak najszybciej. Przywitałam się z parą emerytów z Zaporoża, z którymi jadłam poprzedniego dnia obiad w Premierze Lwowskiej i pobiegłam dalej. Na mojej drodze znalazło się:

  • Kasyno szlacheckie

Na tablicy przed wejściem wyraźnie napisane – bilety w banku. Weszłam do kamienicy i zaczepiłam Pana, przechadzającego się po podwórku. Panie gdzie bank? A po co ci bank zapłać mi. Aha, to pogadane. Okazało się, że mężczyzna faktycznie pracował w tej kamienicy, jednak kazał mi przyjść za 40min, bo jakaś grupa wynajęła przestrzeń na ten czas. Nieopodal jest Puzata Chata, zjadłam więc obiad (dobry, ale dosyć drogi, jak na informacje zdobyte na różnych grupach) i wróciłam do pięknego budynku.

  •  Dom Legend

Nie wiedziałam czy będzie otwarty, był i zauroczył. Dom legend to bajkowa kamienica, w której do niedawna na każdym piętrze była kawiarnia. Teraz kawę wypić można tylko na samej górze, ale nie jest to cel turystów. Budynek przyciąga… trabantem, który wylądował niegdyś na dachu budynku. Przed wejściem stoi jakiś typ, którego kamizelka przynosi szczęście, jeśli się jej dotknie, a wieczorem smok na fasadzie zieje ogniem… Ja tego wtedy nie wiedziałam, weszłam od razu na sam dach.

  • Pałac Potockich i park miniatur

W drodze do Cytadeli mijamy okazały Pałac Potockich i park miniatur, w którym przedstawione są zamki leżące niedaleko Lwowa. Samą cytadelą się rozczarowałam, budynek okazał się wyremontowanym hotelem 5-gwiazdkowym. Dopiero później zauważyłam na mapie, że to, czego szukałam, czyli ruiny cytadeli, są nieopodal – kolejny powód, dla którego muszę wrócić do Lwowa.

  • Stare miasto
  • Skansen

Znawcy na grupach doradzają, aby połączyć wycieczkę do skansenu z wizytą na Cmentarzu Łyczakowskim. Faktycznie, jechałam tramwajem z grupką Polaków, którzy jechali właśnie na Cmentarz. Wysiedliśmy na tym samym przystanku – oni skręcili w prawo, ja w lewo, pod górę. Park leży w odległości zaledwie ok. 3 km od ścisłego centrum – niczym Kazimierz od Starego Miasta w Krakowie, jednak atmosfera jest zupełnie niemiejska: drewniane chaty, zwierzęta biegające obok, stara kobieta karmiąca gęsi. Nie licząc jakiejś szkolnej grupy, byłam na tej wielkiej przestrzeni zupełnie sama. W chatach odbywają się różne warsztaty, większość jednak była zamknięta (wtorkowe przedpołudnie po sezonie). Mnie i tak najbardziej zafascynowały gęsi 😀

  • Włoskie podwórko

Na rynku, obok Kopalni Kawy, znajduje się zwykłe podwórko, do którego można wejść za opłatą. Każdy wymienia to jako warty uwagi zakątek Lwowa, ale nie za bardzo rozumiem ten zachwyt. We Lwowie jest wiele ładniejszych miejsc, które można oglądać za darmo. Opłata za wejście po sezonie – 10 hrywien.

  • Przystanek przy Poczcie Głównej

Przystanek przypominający stajnię jednorożca w Łodzi zaciekawił mnie na tyle, że odwiedziłam go dwukrotnie. Pierwszy raz trafiłam tamtędy przez przypadek, drugi raz poszłam tam celowo, aby uwiecznić śliczne, żółte marszrutki mknące tamtędy. Z marszrutek nic nie wyszło, na szczęście tramwaje też są czasem żółte 🙂

  • Filharmonia

Jeden z wieczorów spędziłam w Filharmonii, w której akurat był koncert z cyklu “Dźwięki Lwowa”. Koncert poświęcony był twórczości przedstawiciela minimalizmu amerykańskiego – Phillipa Glass’a. 

Jedzenie

  • Czeburek za Operą Lwowską. Ogromne – do wyboru z mięsem lub serem, za 4zł 
  • Manufaktura czekolady – przepyszne ciasto!
  • Marusia – lokal z warenikami w podworcu.
  • Lwowski Croissant nie zachwycił
  • Ciekawostka – na lotnisku po kontroli można kupić kawę za 15/20 hrywien. Jakość wiadomo – automatowa, ale do czyszczenia portfela z ostatnich hrywien idealna.

Informacje praktyczne

  • DOJAZD – Kraków – Lwów: Ryanair, 60 zł, Lwów – Katowice, 45 zł = 105 zł
  • AUTOBUS NA LOTNISKO – 5 hrywien = ok. 1zł
  • NOCLEG – Hostel kapsułowy przy Operze Lwowskiej – 134 zł/3 noce
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE