Gruzja 2019: Misja – Batumi cz.1

Czy wyobrażaliście sobie kiedyś, że bierzecie udział w tych, popularnych ostatnio, programach typu Ameryka Express? Szaleńczy bieg od zadania do zadania, przeszkody na każdym kroku, wojna z ludźmi i warunkami atmosferycznymi? Niepozorny długi weekend w Gruzji okazał się być sequelem telewizyjnej produkcji z jedną różnicą  nie oglądałam tego z perspektywy odzianego w termoaktywne skarpety leniucha w otoczonym poduszkami barłogu.

1. Wprowadzenie do Gruzji Express miałyśmy już na lotnisku w Balicach. W dzień Wszystkich Świętych mgła nie odpuszczała aż do godziny 9. Pracownicy zaprosili nas na pokład o 6 rano, zaś dwie godziny później obudził mnie głos pilota, który poprosił o wyjście z samolotu  miał zostać podstawiony zastępczy z Budapesztu. Jeszcze nie przeczuwałyśmy, że to najmniejszy z czekających na nas problemów. Żartowałyśmy, że przynajmniej nie obudziły nas turbulencje, a voucher na kawę pozwolił zapomnieć, że stracimy ponad 5 godzin. Ostatecznie samolot wystartował przed 12, czyli przyleciałyśmy do Kutaisi, kiedy już zachodziło słońce.

2. Dojazd z Kutaisi do Batumi przebiegł pomyślnie  uprościłyśmy go, wykupując usługę Georgian Bus przez Wizzair. Za 15GEL dojechałyśmy do centrum Batumi. I tu niejasność  nie powiedziano nam, gdzie bus się zatrzymuje, chociaż intuicja podpowiadała mi, że na dworcu autobusowym  obok niego zarezerwowałam więc hostel. Bzdura! Bus zaparkowano pod jakimś randomowym hotelem 3 km od naszego hostelu. Dystans żaden, aby przejść pieszo, o ile nie pada rzęsisty deszcz, a ciemność pustego miasteczka nie przeraża. Decyzja, aby podjechać taksówką zapadła bez słów.

3. Taksówkarz wziął od nas ogromną sumę gruzińskich banknotów, chociaż udało mi się zbić cenę o połowę. Pan okazał się bardzo miły  zadzwonił do hostelu, żeby dopytać, gdzie dokładnie podjechać i czy wszystko ok. Powiedział uspokajająco wsio w pariadkie i pojechaliśmy. Okazało się że nic właśnie nie w pariadkie, bo nasz hostel nie istniał. Dzwoniłam domofonem pod wskazany numer, ale odpowiedziano, że pomyłka. Kiedy tak stałyśmy pod drzwiami w niesłychanej ulewie, na środek ulicy wyszła kobieta i zaczęła do nas wołać. Hostel? Hostel. W windzie jednak okazało się, że to nie hostel z rezerwacji, bo ten działa tylko w wakacje. Udało nam się ustalić rozsądną cenę za apartament, który posiadał klimatyzację, co było zbawienne w kolejnym dniu i zostałyśmy delektując się pysznym serem i jeszcze smaczniejszym winem.

* Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego taksówkarz dodzwonił się do tej właścicielki hostelu. Musiałam dać mu zły numer. Zawiódł albo googlemaps, albo booking, albo moje rozkojarzenie.

4. Misja  deszcz

Nie ma przymiotników, które opiszą ulewę, jaka towarzyszyła nam cały następny dzień. Byłyśmy przygotowane na deszcz – wzięłyśmy kurtki przeciwdeszczowe, nie miały one w tej białej ścianie deszczu żadnych szans. Wszelkie nasze plany  Ogród Botaniczny, wodospady, obserwacja roślinności subtropikalnej legły w gruzach. Był to nasz jedyny cały dzień w Batumi, a dzień wcześniej został już stracony przez opóźnienie lotu. Ubrałyśmy nasze niezgrabne i, jak się okazało później, zupełnie niepotrzebne kurty i ruszyłyśmy wprzód.

To nie jest tak, że cały wyjazd nam się nie udał. Gruzja niewątpliwie jest pięknym krajem, kuchnia i przyroda konkurują ze sobą w rankingu gruzińskich wspaniałości. Żeby poprzeć ową tezę moimi doświadczeniami, poniżej zamieszczam spis fascynujących epizodów w Batumi.

  • Przez jedną godzinę nie padało! Dało to nam możliwość pójścia na plażę. A tam… największe fale jakie widziałam w życiu. I chociaż moja siostra podsumowała: pff, nad Oceanem Atlantyckim w Maroku były większe, ja i tak stałam przerażona, mając przed oczami filmiki kręcone podczas tsunami. Przerażenie mieszało się z zachwytem, wpatrywałam się w dal, przypominając sobie straszliwe morskie obrazy Ajwazowskiego, które miałam (nie)przyjemność oglądać podczas wystawy czasowej w Muzeum Rosyjskim w Petersburgu.
  • Bambusowy las! Nie miałyśmy pojęcia, że jedziemy do kraju, w którym możliwe jest zasadzenie bambusów. Jeśli pamięta ktoś te małe patyczki z Ikea  tutaj były one w stukrotnych powiększeniach.
  • PUSTY KURORT! Nadmorskie kurorty przyciągają mnie tylko po sezonie. Umarłe miasta z opuszczonymi sklepikami z pamiątkami i zamkniętymi budkami z lodami. Kontrastem przerażająco cichego parku i pustej plaży jest tylko wzburzone morze, które energicznie przypomina, że tłumy turystów jeszcze wrócą. Będąc w listopadowym Batumi, promenadę trzeba dzielić tylko z bezdomnymi psami.
  • Jedzenie było zawsze miłą niespodzianką. Czekając na zmianę pogody, zachwycałam się turecką kawą i dołączonym pysznym rosyjskim cukierkiem (więcej o rosyjskim w przestrzeni gruzińskiej pisałam w poprzednim artykule. Przed powrotem do domu chwyciłyśmy jeszcze chaczapuri z pobliskiej piekarni, który popijałyśmy gruzińskim winem. W sklepie nabyłyśmy herbatę ze Sri lanki i gruzińską czekoladę.

Mając nadzieję na poprawę pogody, weszłyśmy do Galerii w Batumi, która była zbiorem kamieni i wypchanych zwierząt. Wytrzymałyśmy 15 minut :(. Próba dostania się do delfinarium, też została zakończona fiaskiem. Zrezygnowane wracałyśmy do hostelu, nie zważając już na deszcz padający nam na twarz, na kompletnie przemoczone buty, kurtki, telefony. W apartamencie doceniłyśmy klimatyzację, dzięki której większość rzeczy udało się wysuszyć do rana.

oczywiście nie miałyśmy zapasowych par spodni i butów
reklamówki ostatnią deską ratunku

W następnym odcinku będzie ciąg dalszy zmagań w Batumi i w Kutaisi.

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE