Co roku próbuję uciec od szarych zimowych dni w Polsce, dlatego w grudniu sprawdziłam, jak wygląda wyspa, na którą większość turystów wybiera się latem. 4-dniowy pobyt na Malcie w grudniu utwierdził mnie w przekonaniu, że takie wyjazdy mają sens. Chociaż pogoda nie pozwalała na plażowanie (ok. 12 stopni) i było dosyć wietrznie, to i tak piknik na wybrzeżu w grudniu to wspaniała przygoda, dla której warto jechać na południe Europy zimą.
Bazą wypadową było miasto SLIEMA, nieopodal stolicy Malty Valletty. Z lotniska jedzie się ok. godziny za 1,5 euro. TIP! Bilety kupuje się w autobusach, ale kierowcy nie wydają reszty. Przed podróżą trzeba o tym pomyśleć, żeby nie stracić (jak ja) kilku euro na samym początku podróży. Na stronie malta.info.pl znalazłam informację, że Sliema to najbardziej luksusowy ośrodek na Malcie z ekskluzywnymi hotelami. Nasz hotel, faktycznie wyremontowany i ze wszystkimi udogodnieniami, kosztował jedynie 88,5 euro na trzy doby ze śniadaniami dla dwóch osób, czyli na dobę wyszło 14,75 euro (65zł). Czyli taniej niż najtańszy pokój w Gdańsku o tej porze 😉. Kolejny argument, dla którego warto jeździć poza sezonem.
W grudniu odpadają atrakcje typu malowniczy rejs statkiem czy zwiedzanie jaskini Blue Grotto. Przegląd najpiękniejszych plaż też zupełnie się nie przyda. Co warto zatem zobaczyć podczas zimowej wycieczki na Maltę?
- Popeye Village Pojęcia nie miałam gdzie jadę i co zobaczę. Dopiero w autobusie (ze Sliemy 50 minut autobusem 222) przeczytałam, że to park rozrywki, w którym niegdyś kręcono bajkę Popeye (lata 80). Wstęp kosztuje 12 euro, ale widoki urzekają. Ja nie skorzystałam ze wszystkich atrakcji, które są tutaj oferowane w ramach biletu (oprowadzania, teatrzyki lalkowe, filmiki), ale dla dzieciaków tych wydarzeń jest mnóstwo. Ja czułam się jak na planie filmowym i jak szalona robiłam zdjęcia tej bajkowej scenografii. Na miejscu jest też bar z przekąskami (w ramach biletu można dostać darmowy popcorn), a latem działa basen. Fotogeniczne miejsce – chętnie pojechałabym tam jeszcze raz.
2. Mdina
O Mdinie napisano już wszystko. Że to Miasto Ciszy, że średniowieczne mury, że dawna stolica wyspy, że must see, że musisz tu być i nie możesz przegapić. Na to miasto miałam inny pomysł niż zazwyczaj. Rzadko się to zdarza, ale tym razem wyłączyłam wi-fi, zamknęłam Google Maps i zaczęłam niespieszny spacer po wąskich uliczkach tego uroczego miasteczka. Trafiłam do przepysznej włoskiej trattorii, spędziłam chwilę w maltańskim antykwariacie pełnym różności za 1/2 euro, zrobiłam mnóstwo zdjęć fotogenicznym furtkom i bramkom. Na deser trafiłam do… kościoła na koncert wokalno-instrumentalny, który połączony był z jakimś kiermaszem świątecznym. Do centrum Valletty autobusem dostać się można stąd w niespełna 30 minut.
3. Marsaxlokk
Tego dnia miało padać cały dzień, google pokazywał, że nie ma szans wyjść gdziekolwiek. Pogodziłyśmy się z myślą, że tego dnia obejdziemy wszystkie muzea Malty na zmianę z degustacją maltańskich win. Jednak kiedy jechałyśmy do centrum stolicy niebo rozchmurzyło się na chwilę, przestało padać i natychmiast zaczęłyśmy myśleć jak wykorzystać okno pogodowe. Wybór padł na MARSAXLOKK, czyli najbardziej fotografowane i instagramowane miejsce wyspy. To wieś rybacka na południu Malty, na której wybrzeżu zacumowane są wielokolorowe łódki zwane luzzu. Gdy przyjechałyśmy na miejsce (autobusem dojazd ze stolicy trwa około 50 minut) niebo zrobiło się granatowe i faktycznie znowu zaczęło padać. Nieunikniony był przystanek w Costa Coffee – była to jedyna otwarta kawiarnia w okolicy. Na szczęście deszcz trwał krótko i szybko można było kontynuować spacer wzdłuż wybrzeża.
4. Rotunda w Moście
Jadąc z Popeye Village do Mdiny przejedziecie przez Mostę – miasteczko, w którym można zobaczyć Rotundę czyli Sanktuarium Wniebowzięcia Matki Boskiej. Wg wikipedii 😃 posiada ono dziewiątą co do wielkości niepodpartą kopułę na świecie. Ale nawet jeśli to prawda, to nie jest powód, dla którego warto zobaczyć ten budynek. Z tym miejscem związana jest historia z II Wojny Światowej. W 1942 roku bomba, przebijając kopułę, wpadła do środka. W środku na mszę czekało 300 osób! Bomba na szczęście nie wybuchła, a obecnie ten sam typ bomby jest wystawiony w przedsionku zakrystii.
5. Valletta
Valletta nie przywitała nas najlepiej. Nie wiem czy tak jest zawsze, ale podczas naszego wyjazdu było to niezwykle wietrzne miejsce na mapie wyspy. Wobec tego mogłyśmy jedynie chować się między stoiskami na jarmarku świątecznym, pijąc grzane wino. Swoją drogą zawsze mnie zaskakują jarmarki świąteczne pomiędzy palmami i działającymi fontannami w południowych krajach Europy. Z głośników wydobywają się klasyki gatunku, czyli niezniszczalne “Last Christmas”, co chwilę potykasz się o kartonowe prezenty wielkości człowieka, a wokół kwitnące śmierdziuchy i kaktusy. Zajrzałyśmy jeszcze do Muzeum Narodowego, a dopiero po wycieczce dowiedziałam się że w kościele na głównej ulicy miasta wisi obraz Caravaggio – następnym razem na pewno tam zajrzę.