Pociąg Belgrad – Nowy Sad: 620 dinarów (25zł)
Autobus z dworca do Pietrovaradina: 65 dinarów (2,60zł)
Pierwszy wypad poza miasto nie zaczął się najlepiej. Zawiniła tutaj komunikacja miejska, która działa według sobie tylko znanych rozkładów. Po godzinie czekania na przystanku (!) podjechał autobus, ale na następny pociąg musiałyśmy czekać kolejną godzinę. Dworzec to słowo niezbyt pasujące do tego miejsca, które zastałyśmy. Parę miesięcy temu zamknięto dworzec w centrum miasta, a stację “centrum” przeniesiono dwa przystanki dalej. Bardziej odpowiednie słowo na to miejsce to dworzec przyszłości, lub po prostu plac budowy wokół peronów. Niewtajemniczonym (nam) znalezienie plastikowych dachów, w których schowane były schody na perony, zajmuje ok. 15 minut. Pogoda też nie napawała optymizmem, był to pierwszy pochmurny i wietrzny dzień mojego 3-tygodniowego pobytu.
Do Nowego Sadu z Belgradu pociąg jedzie dwie godziny, a cena w dwie strony to 620 dinarów (ok. 24zł). Na miejscu też straciłyśmy dużo czasu na przystanku – ewidentnie nie był to dzień autobusów. Jednak czekać było warto, bo celem była twierdza Pietrovaradin, z której rozpościera się wspaniały widok na Nowy Sad, Dunaj i domy w Pietrovaradinie z czerwonymi dachami.
Obeszłyśmy twierdzę, potocznie zwaną “Gibraltarem Dunaju” i wróciłyśmy do centrum Nowego Sadu. Miasto to jest małe i bardzo spokojne, z rynkiem wielkości rynku w Wieliczce. Wydaje mi się, że było tam więcej turystów niż na głównej ulicy w Belgradzie. Pod ratuszem odbywał się serbski oktoberfest, przed kościołem cygański zespół grał Ederlezi, kiedy para młoda wychodziła z kościoła.
Wycieczkę do Nowego Sadu mogłabym powtórzyć. Przez problemy komunikacyjne byłyśmy tam zaledwie 5 godzin, nie udało się więc zobaczyć zbyt wiele. Nie skosztowałam też ichniejszej pleskavicy, która podobno jest tam najlepsza w całej Serbii. Dobry pretekst do planowania kolejnego wypadu na północ Serbii.