Lom na Janičově vrchu, czyli krakowski Zakrzówek w Mikulovie

Gdy na Morawach Południowych temperatura przekroczyła 35 stopni w cieniu, odstawiliśmy na bok wszelkie opisywane w przewodnikach atrakcje turystyczne i zaczęliśmy podążać szlakiem akwenów wodnych w “czeskiej Toskanii”. W ten sposób dotarliśmy na obrzeża Mikulova, do kamieniołomu Lom Janičův vrch. Przez zupełny przypadek weszliśmy nie tylko na obszar zalanego kamieniołomu wapienia, ale również do ekologicznego sanktuarium. Ale od początku…

Ekologiczny raj

Wrota na teren kamieniołomu przekroczyliśmy o 8.30. I to kluczowa informacja, bo w sezonie letnim tworzą się takie kolejki, że gdybyśmy przyszli później zostałyby same złe wspomnienia. Przed otwarciem było już widać pierwszych plażowiczów, ale nie czekaliśmy na wejście. Na bramce stała kasjerka, która jednocześnie (widocznie) pracowała na rzecz fundacji ekologicznej. “Wchodzicie do ekologicznego raju”! Tymi słowami nas przywitała, a następnie przedstawiła nam całą instrukcję, jak zachowywać się nad kąpieliskiem z poszanowaniem tutejszej przyrody. Odebrała nam plastikowe butelki, a zamiast nich dostaliśmy metalowe kubki, do których mogliśmy nalewać wodę z drewnianej beczki. Poinstruowała nas, żeby smarować się ekologicznymi kremami do opalania ułożonymi przy wejściu w wiklinowym koszyku. Pozytywnie zaskoczyły mnie toalety, które pachniały porozwieszaną lawendą, a wedle instrukcji, nieczystości należało przykryć korą z wiaderka. To są wspaniałe inicjatywy, z których warto brać przykład!

Praktyczne informacje

Zasady wstępu: Na stronie Mikulova znajdziemy informację, że kamieniołom jest dostępny dla zwiedzających bez ograniczeń. Wyjątkiem są miesiące letnie, kiedy na teren może wejść max 100 osób. Dlatego właśnie po godzinie 10 zaczęły się tworzyć długie kolejki.

Ceny: Godzina wstępu wynosi 50 koron. Przed wejściem jest informacja, że można kupić bilet całodzienny za 150 koron, ale w przypadku tłumów wstęp jest tylko na 3 godziny. Nie da się jednak tego egzekwować – wyszliśmy stamtąd po 4 godzinach plażowania.

Parking: Na parkingu jest tablica z notatką, że parking kosztuje 50 koron na cały dzień. Nie było jednak nikogo, kto by te pieniądze zbierał, nie było też parkomatu.

Jedzenie: Zaraz przy parkingu stoi budka, gdzie można kupić naleśniki, lody i napoje. Dalej, już przy samym wejściu, jest gospoda z drewnianymi stołami, która oferuje tylko napoje i przekąski m.in. frytki. Jeśli dobrze zrozumiałam, nie ma możliwości wniesienia do “sanktuarium” kawy na wynos.

W pewnym momencie potrzebowałam przerwę od plażowania, żeby wypić kawę 🙂 Wyszliśmy na chwilę, by znaleźć przedpołudniową kapuczinę, a później zjedliśmy drugie śniadanie przed Polonezem na parkingu. Nie byliśmy pewni, czy jedzenie w “sanktuarium” było legalne, ale na pewno nasze plastikowe talerze były na tyle nieekologiczne, że nawet nie próbowaliśmy ich wyciągać na plaży.

Plażujemy!

Na terenie kompleksu są dwa jeziora. Wszyscy szli do tego większego akwenu, bo jest czystszy i głębszy. Jego niewątpliwą wadą był zupełny brak cienia, z wyjątkiem jednej strony. Niestety, ocieniona część brzegu była dostępna tylko dla nudystów, więc większość plażowiczów nie miała wyjścia i musiała siedzieć w pełnym słońcu. My wybraliśmy ten mniej popularny zbiornik. Nikogo tam nie było, bo był bardziej zamulony i płytki, za to pojedyncze krzewy dawały namiastkę cienia. W jeziorku pływało mnóstwo ryb przeróżnej wielkości, a tablice głoszą, że jest to dom wielu gatunków zwierząt, nie tylko ryb, ale również gadów i płazów. Jeden gad zaprzyjaźnił się z nami na dłużej. Kto? Odpowiedź poniżej 😉

Uwaga: Dla nieumiejących pływać większe jezioro jest o tyle niepokojące, że zejście schodzi gwałtownie w dół, chociaż jest też część jeziora z płytkim dnem, gdzie woda sięga zaledwie do kolan. Ważne jest, by mieć buty do pływania, bo na boso można się mocno pokaleczyć o kamienie.

Żółw – nasz nowy przyjaciel

W pewnym momencie przypłynął do nas… żółw! Byliśmy zaskoczeni, że w tym klimacie mieszkają żółwie, zresztą na tablicach informacyjnych nie było o nich mowy. Nie wiedzieliśmy co może od nas chcieć, ale ewidentnie coś od nas chciała, bo pływała wokół nas dobrą godzinę. Nieustannie wpatrywała się w nas, jakby była głodna, ale żółwie żywią się rybami, więc nie mogliśmy jej pomóc. Gdy dopytaliśmy bileterkę, okazało się, że w zbiorniku mieszka tylko jedna żółwica, którą ktoś kiedyś wpuścił do jeziora i mieszka teraz sama w tym akwenie z rybami. Nie do końca zrozumieliśmy co tu się wydarzyło, ale żółwiowa kompanka zapewniła nam ogromną rozrywkę!

Zwiedziłeś Mikulov i masz ochotę na więcej? Zapraszam do lektury wpisu o czarującej stolicy Moraw – Brnie.

,

3 odpowiedzi na „Lom na Janičově vrchu, czyli krakowski Zakrzówek w Mikulovie”

  1. […] Zwiedziłeś jaskinię Šipka w Štramberku i masz ochotę na więcej Moraw? Zapraszam do lektury wpisu o czarującej stolicy Moraw – Brnie. a także do Mikulova. […]

  2. […] Planujesz wycieczkę po Morawach Południowych? Zapraszam do lektury wpisu o czarującej stolicy Moraw – Brnie, a także o Štramberku i Mikulovie. […]

  3. […] Gdy temperatura przekroczyła 35 stopni w cieniu, odstawiliśmy na bok wszelkie atrakcje turystyczne i zaczęliśmy podążać szlakiem akwenów wodnych w „czeskiej Toskanii”. W ten sposób dotarliśmy na obrzeża Mikulova, do kamieniołomu Lom Janičův vrch. Przez zupełny przypadek weszliśmy nie tylko na obszar zalanego kamieniołomu wapienia, ale również do ekologicznego sanktuarium. Co to jest ekologiczne sanktuarium, jakie zasady należy przestrzegać, a także co tam robi… żółw? Szczegóły znajdziecie POD TYM LINKIEM. […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE