Słowenia | Lublana na weekend

W ostatni weekend stycznia 2019 roku odwiedziłam zachodnią część Bałkanów. Korzystając z blablacara, wyjechałam o 7 rano z zasypanego śniegiem Belgradu, aby 6,5 godz. później wylądować w zimnej, choć słonecznej stolicy Słowenii.  

Widok z hostelu na Ljubljanicę

Kraj zaskakuje pod wieloma względami. Łatwiej chyba wskazać cechy odróżniające Słowenię od pozostałych bałkańskich państw. Przyzwyczajona do serbskiej swawoli szłam nieśpiesznie po ścieżce rowerowej, co szybko skończyło się irytacją ze strony rowerzysty. Nie wiedziałam, że rower jest tu tak popularnym środkiem transportu zimą. W Belgradzie mało kto jeździ na rowerze po centrum, bo nie ma odpowiednich warunków. Osobiście bałabym się jeździć na rowerze głównymi ulicami tego miasta. W Lublanie jest zupełnie inaczej – rowery miejskie działają nawet zimą. Kolejna zauważalna różnica to ceny, bardziej przypominające włoskie niż południowo-bałkańskie.

Lublana to mała stolica małego państwa, cały kraj liczy zaledwie 2 mln mieszkańców. Nic dziwnego, że stolica nie jest metropolią. Nie spodziewałam się jednak tak prowincjonalnego spokoju i niemal letargu w sobotni wieczór. O północy zamknięto bar w samym centrum miasta, w którym siedzieliśmy, na ulicach też przez cały weekend było prawie pusto.

Pierwszego dnia poszłam do zamku, z którego podziwiałam widok na całe miasto i góry. Oprócz wieży są też dwa interaktywne muzea warte uwagi. Jedno pokazuje historię kraju od starożytności do współczesności, drugie dotyczy teatru lalek. Wszystko za jedyne 5 euro (ze studencką zniżką). Kolejnego dnia zobaczyłam Muzeum Współczesne (Moderna galerija), które nie było szczególnie zachwycające.

Mój hostel znajdował się przy samej rzece Ljubljanicy. Rzeka przepływa przez samo centrum miasta, a mosty są pierwszą atrakcją turystyczną we wszystkich przewodnikach. W niedzielę wzdłuż rzeki odbywa się pchli targ, gdzie można znaleźć mnóstwo mebli, zegarów, płyt i wszelkich staroci z czasów jugosłowiańskich. Moim znaleziskiem była bajka “101 dalmatyńczyków” po serbsku z 1965 roku z nagranym tekstem i muzyką na płycie winylowej.

Ciekawym miejscem jest też Metelkova, czyli centrum kulturalne w opuszczonych koszarach jugosłowiańskich. Niestety z uwagi na pogodę nic się tam nie działo, mogłam zrobić tylko zdjęcia przestrzeni na zewnątrz.

Miasto jest bardzo urokliwe i przyjemne, jednak myślałam, że będzie nieco bardziej żywe. Jest też drożej niż myślałam, jeden z najtańszych hostelów w centrum kosztował 50 zł na dobę (poza sezonem), na obiad trzeba przeznaczyć ok. 15 euro, a tradycyjne ciasto Gibanica kosztuje 4,5 euro (ceny w 2018 roku).

,

Jedna odpowiedź do „Słowenia | Lublana na weekend”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE