Pierwsze Belgradem zadziwienie

Właśnie mija pierwszy tydzień mojego pobytu na Erasmusie w Belgradzie. Jest to moja pierwsza wizyta w Serbii, dlatego cały czas zaskakuje mnie mnóstwo drobnych szczegółów – oto i one.

Belgrad wydał mi się bardzo przyjaznym miastem. Mimo, że jest to najmniej bałkańskie miejsce na Bałkanach i największe miasto w tej części Europy, to i tak czuje się ten bałkański spokój. Zresztą pierwsza fraza w j. serbskim, jakiej się nauczyłam, to „nema problema”. Wszyscy ludzie są bardzo mili, pozytywnie nastawieni do obcokrajowców, którzy zupełnie nic nie rozumieją (wciąż nie wiem w jakim języku mówić w sklepie czy piekarni – angielsku, rosyjsku, czy może polsku).

Serbowie są mistrzami ulicznego jedzenia – na każdej ulicy można zjeść kawałek pizzy z pieca (1/4 pizzy za 120 dinarów czyli 4,8zł), kebaba (w żadnym wypadku nie można go porównać do polskiego „rarytasu” – tutaj jest to kawał grillowanego mięsa z dodatkami). Wszędzie pachnie albo grill, albo wypieki z piekarni, których tu nie brakuje. W piekarni oprócz pachnących chlebów można kupić burek, czyli ciasto francuskie z dodatkami. Niestety jest jeden mały minus owych piekarni – okazało się, że nie można pokroić chleba na miejscu, do czego trudno mi się będzie przyzwyczaić.

Kolejny niezwykły plus, który sprawia, że życie w Serbii jest przyjemne, to kino. A dokładniej – filmy w kinie są z napisami. Mój największy stres, wyjeżdżając na dłuższy czas, jest związany z tym, gdzie nadrobić filmowe zaległości. Tutaj będę mogła być z amerykańskimi produkcjami na bieżąco. 

Transport.Co prawda tramwaje nie przypominają krakowskich bombardierów, ale na komunikację publiczną narzekać nie można. Autobusy są zawsze na czas, bo nie ma żadnego rozkładu jazdy, więc nie ma problemu :). Ale prawdą jest, że jeżdżą często – nigdy nie czekałam dłużej niż 5 minut. A czasem przyjeżdżają 3 pod rząd, więc można wybrać mniej zatłoczony pojazd…

Tramwaj zawsze na czas

Bardzo ułatwiający życie wynalazek to… kiosk. Są dosłownie na każdym rogu i można w nich kupić absolutnie wszystko. Czynne są całą dobę, więc (na szczęście) o każdej porze przeczytam swoją ulubioną gazetę i wypiję schłodzoną colę.

Rzeczy, które odrobinę irytują są tak naprawdę (na razie) dwie. Pierwsza z nich to zadymione bary. Nie ma tutaj żadnego zakazu palenia w barach/kawiarniach/restauracjach. A wentylacji nie ma praktycznie w ogóle. Teraz można wieczorem siedzieć jeszcze na zewnątrz, ale z trwogą myślę o chłodniejszych miesiącach. Serbowie mówią, że jest parę barów w których się nie pali, ale to miejsca „hipsterskie”, z odpowiednio wyższymi cenami.

Skadarlija

Nonszalanckie podejście do ekologii. We wszystkich sklepach bardzo chętnie rozdają reklamówki, leżą one wszędzie, wszyscy dziwią się kiedy nie biorę reklamówki, mówiąc że mam swoją torbę. Nie ma też segregacji śmieci, są tylko czasem kubły na butelki.

Skadarlija – zabytkowa i bardzo turystyczna ulica Belgradu
,

Jedna odpowiedź do „Pierwsze Belgradem zadziwienie”

  1. […] 4 lat, bowiem mieszkałam w tym mieście przez kilka miesięcy w 2018 roku. Cztery lata temu mój pierwszy post o Belgradzie poświęciłam różnicom kulturowym (to jednocześnie jeden z pierwszych postów na blogu, więc […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE