Hawaje, czyli inaczej Wyspa św. Mikołaja, to wyspa bardzo popularna wśród turystów, pojawia się bowiem w każdym przewodniku po Czarnogórze. Na miejscu można skorzystać z restauracji “Hawaii”, plaży dla nudystów, a na chętnych mocnych wrażeń czekają skałki, z których plażowicze ochoczo wskakują latem do morza. Tak się szczęśliwie składa, że 1 maja była to prawie bezludna wyspa bez żadnych wyżej wymienionych atrakcji.
Tego dnia rejs odbył się tylko raz, bowiem kapitan bał się, że będzie zła pogoda, żeby popłynąć drugi raz popołudniu. W wakacje takie rejsy odbywają się co godzinę. Cena w maju za godzinę tego szaleństwa to 4 euro, ale mam wrażenie, że w wakacje ceny szybują w górę ;). Zanim dotarliśmy na wyspę, podpłynęliśmy do innej ciekawej wysepki – św. Stefana, żeby móc ją zobaczyć z łódki. Wyspa ciekawa, bo znajdują się budynki z XV wieku.
Wyspa św. Mikołaja zrobiła na nas wielkie wrażenie, właśnie dlatego, że nikogo tam nie było. Opuszczony bar przypominający ten z obrazu “Nighthawks” Hoppera, z tym że w wersji nadmorskiej, pod trzciną, z pustymi butelkami po winie i pozostawionymi niedbale paletami między ławkami. Restauracja, od której wzięła się nazwa wyspy, była w remoncie. Burzowe chmury, wiszące złowieszczo na horyzoncie, spotęgowały aurę tajemniczości owej wyspy. Jednakże były niestety powodem, dla którego nie mogłyśmy zostać dłużej, chociaż pierwotny plan zakładał wejście na górę wyspy. Musimy tam przyjechać jeszcze raz, też poza sezonem turystycznym 🙂