Podczas pobytu w Gruzji naprawdę doceniłam moją umiejętność komunikacji w języku rosyjskim. To była pierwsza sytuacja, w której znajomość żadnego innego języka nie miała żadnego znaczenia. I mówi to osoba, która pół roku mieszkała w Rosji. Gruzja to świat negocjacji i istna wojna, jeśli oczywiście nie mamy worka dolarów w kieszeni. Około godziny 20 wysiadłyśmy z busa w skąpanym rzęsistym deszczem Batumi. Od hostelu, który notabene nie istniał, dzieliło nas 3 km. Cóż więc zrobić, trzeba było skorzystać z usługi taksówkarzy, którzy otoczyli grupkę polskich turystów niczym drapieżniki swoje ofiary. Po długiej konwersacji (po rosyjsku, naturalnie) udało mi się zbić stawkę o połowę – do 20 GEL za dwie osoby, chociaż mam świadomość, że za taką stawkę wróciłybyśmy do Kutaisi z Batumi marszrutką. Temat na dziś – język rosyjski w gruzińskiej przestrzeni.
Faktycznie, po rosyjsku mówi właściwie każdy, bez względu na wiek. Tylko na lotnisku i w jednej restauracji rozmowa przebiegła po angielsku. Cyrylicę zobaczymy wszędzie, nawet na ulicznym graffiti.
Jeśli język rosyjski i cyrylica, to nie może zabraknąć także kuchni rosyjskiej. Restauracje z barszczem, czy pielmieni obecne są na każdym rogu w Batumi. Nie ma się czemu dziwić – stąd odpływają statki do Soczi, a do rosyjskiej granicy jest ok. 350 km.
W muzeum trwa remont, otwarta jest galeria. No na ten widok wybuchnęłam śmiechem. Nie dalej jak rok temu, będąc w Petersburgu, postanowiłam zrobić spacer po mniej znanych muzeach, w których jeszcze nie byłam. O całej trasie napisałam tutaj, jednak łatwo można domyślić się jak się cała misja zakończyła. Remont to słowo-klucz :D. Wróćmy jednak do Gruzji. Koło zamkniętych drzwi z ową informacją spotkałam rodzinę z Jekaterynburga, której pokazałam na mapie, gdzie znajduje się otwarta galeria. Padał deszcz, nie miałyśmy więc wyboru, poszłyśmy tam także. Galeria to kolekcja wypchanych zwierząt, fragmentów skał i kamieni z Adżarii, czyli regionu w którym leży Batumi. Uciekałyśmy stamtąd nie bacząc na silny deszcz.
Ten pyszny rosyjski cukierek był cudownym dodatkiem do tureckiej kawy, którą zafundowałam sobie, czekając na poprawę pogody. Kiedy mieszkałam w Rosji i byłam większym fanem słodyczy niż dzisiaj, objadałam się wszystkimi słodkimi produktami tej firmy.
Nie tylko rozmowa, cyrylica w mieście, produkty w sklepach, ale także rosyjska muzyka. Z nadmorskiego Batumi do Kutaisi, z którego miałyśmy lot do Polski, jechałyśmy marszrutką. Wchodząc na dworzec marszrutkowy (:D), znów czułam się niczym mucha w pajęczynie – dwie dziewuszki zza granicy weszły między busiki i ich kierowców. Natychmiast pokierowano nas do odpowiedniej marszrutki. To trzeba im przyznać – żadna elektroniczna tablica nie poda informacji z taką prędkością i dokładnością jak ludzie na dworcach w Gruzji. Marszrutka była już prawie pełna, szybko więc ruszyliśmy. Wiadomo nie od dziś, że kierowca jest panem również przestrzeni dźwiękowej – połowa podróży minęła na odsłuchu jego ulubionych piosenek w j. rosyjskim. Oto jedna z nich:
Na koniec ciekawostka, którą uświadomiłam sobie dopiero wtedy, kiedy stanęłam pod poniższą tablicą:
Włodzimierz Majakowski pochodził z Gruzji! Poeta, twórca realizmu socjalistycznego, urodził się w Bagdati (30km od Kutaisi), a do Gimnazjum chodził właśnie w Kutaisi. Obok tego budynku przechodziłyśmy, idąc z dworca marszrutkowego do hostelu. Artysta przeprowadził się do Moskwy w wieku 16 lat.
PS. Moja siostra nauczyła się frazy wsio w pariadkie (все в порядке). W każdych rozmówkach tłumaczenie jest jasne – wszystko w porządku. Jednak po pobycie w Gruzji dla niej oznacza to tylko jedno: alert, będą kłopoty.