W Belgradzie, w wyniku swojej skomplikowanej przeszłości, często można natknąć się na niezagospodarowane przestrzenie, zaniedbane budynki, opuszczone pomieszczenia. Aż dwa miejsca, do których często wracam w stolicy Serbii, znajdują się właśnie w takich zapomnianych miejscach.
Pierwsze z nich to opuszczone kino, które znajduje się na głównej ulicy Belgradu. Wejście to długi korytarz, w którym można zobaczyć niezmieniane od kilkunastu lat witryny. W recepcji kolekcja starych telefonów i zakurzonych popielniczek. Kasy nie działają, a opłaty pobierane na wejściu (symboliczne 100 dinarów). Do połowy listopada było to kino na podwórku – między kamienicami. Zimą kino nie działa, bo nie ma ogrzewania w środku. Toalety budzą strach – długą chwilę zastanawiałam się, czy to nie jest eksponat muzealny. Brak lampy, brak klamek w drzwiach, brak mydła czy ręczników. Nie jest to jednak eksponat – spłuczka działa. Repertuar jest bardzo różnorodny – od Harrego Pottera po Kieślowskiego. Najciekawsze kino w jakim byłam.
Drugie zapomniane miejsce to kawiarnia na niedziałającym już dworcu kolejowym w centrum. Piękny XIX-wieczny budynek z czasów austrowęgierskich (przypomina nieco krakowski…) przestał obsługiwać podróżnych w czerwcu, na rzecz niewybudowanego jeszcze dworca 3 przystanki dalej (pisałam o nim w poście o Nowym Sadzie). W środku działają jeszcze kasy i kantor, a przy peronach schowana jest urocza bałkańska kawiarenka, ze stolikami z czerwonymi ceratami oraz ze stałymi bywalcami, którzy nieśpiesznie piją swoje kawy.