Co zjeść w Seulu? Pierwszy post z cyklu o Korei Południowej poświęciłam kawiarniom, których w Seulu jest bez liku. Teraz przyszła pora, by nauczyć się pojęć, które podczas wyjazdu pojawią się milion razy: bibimbap, kimbap, tteokbokki, corn dog, bindaetteok, gyeran ppang. Co jest czym? Wszystko się wyjaśni w tym wpisie.
Gwangjang Market
Zapisałam ten targ na mapie, bo widziałam odcinek serialu “Street Food” na Netflixie, poświęcony Seulowi i babeczce, która od wielu lat przygotowuje jedzenie na tym targu. Założyłam, że będzie to ultra turystyczne i zatłoczone miejsce. Jakaż była moja radość, gdy okazało się, że popularność targu nie zabiła lokalnego klimatu tego miejsca.
Targ jest ogromny, w jednej części można kupić wszystko, co tylko się zamarzy – pościele, ubrania, garnki itd.. W drugiej zaś dominują stoiska z jedzeniem. Ludzie nie tylko kupują świeże produkty, ale siadają też przy stoliku, by zjeść owoce morza, kimimbapy i tteokbokki. Trafiłyśmy tam koło godziny 18, więc ludzie właśnie zbierali się tam na późny obiad po pracy. Nowe dla nas zapachy dochodziły z każdej strony.
Skusiłyśmy się na dwie przekąski. Najpierw zjadłyśmy klasycznego koreańskiego corn doga, czyli parówkę w panierce kukurydzianej. Pan dopytał, czy chcemy posypać od góry cukrem, czy polać ketchupem. Wybrałam ketchup, chociaż dziś, nauczona doświadczeniem, zrezygnowałabym z jakiegokolwiek dodatku. Koreańskie hotdogi polubiłam, może nie jest to przekąska top, ale następnym razem w Korei na pewno się skuszę.
Co zjeść w Seulu? Bindaetteok! Przekąska top czaiła się za rogiem. Plastikowe próbki jedzenia wystawione w witrynie przed wejściem zachęciły nas, by zamówić placki z fasoli mung – bindaetteok. Jezu, jakie to jest dobre. Co prawda oleju było trochę za dużo, ale smak nie do podrobienia. Na kolejnym targu szukałam już tylko tego smakołyku.
Gwangjang Market czynny jest codziennie od 9 do 22:30. Nie wszędzie można płacić kartą, więc warto zaopatrzyć się w gotówkę przed przyjazdem.







Myeongdong Night Market
Co zjeść w Seulu? Street food! Ten targ już jest typowo turystycznym wytworem. Obok bud z jedzeniem jest mnóstwo straganów z pamiątkami, a obok są sklepy chyba ze wszystkimi możliwymi firmami kosmetycznymi. Więc jeśli się nie zdążyło kupić pamiątek na studenckiej dzielnicy Hongdae, tam jest jeszcze ostatnia szansa, żeby wrócić z maseczkami w promocyjnej cenie xd. Ja zaopatrzyłam się w kolorowe legendarne koreańskie skarpetki 😀
To był nasz ostatni wieczór w Seulu, więc chciałyśmy zjeść wszystko, co zasmakowało nam w ciągu ostatniego tygodnia. Oczywiście zaczęłyśmy od naleśników – tutaj w wersji z kimchi i warzywami – obłędne! Ale nie zabrakło też nowości. Ja skusiłam się na słodką bułę z jajem sadzonym – gyeran ppang.
Myeongdong Night Market jest niedaleko dworca głównego, wystarczą 2 godziny, żeby zrobić sobie spacer z dworca na targ, zjeść coś i wrócić pieszo. Targ czynny jest od 17 do 1 w nocy. Obok jest bankomat i kantor, więc można się wyposażyć w gotówę już na miejscu.



Vegan Kitchen
W tej okolicy zakończyliśmy wycieczkę do strefy zdemilitaryzowanej przy granicy z Koreą Płn. Była godzina obiadowa i rozglądałyśmy się nad jakimś przyjemnym miejscem, by coś zjeść. Padło na polecaną przez wielu restaurację wegańską na pełnej murali ulicy.
Przy każdym stoliku jest tablet, z którego zamawia się dania. Menu jest też po angielsku. Sztućce i pałeczki wyciąga się z szuflady stołu – ten wygodny dla kelnerów i klientów patent spotkałyśmy w wielu miejscach. Posiłki przynosi… robot. Po raz pierwszy widziałam takie rozwiązanie. Oczywiście kelnerzy stali przy ladzie i patrzyli, czy wszystko przebiega zgodnie z planem, ale do tego momentu nie mieliśmy żadnej interakcji z kelnerem. Dopiero przy płaceniu trzeba było porozmawiać z prawdziwym człowiekiem – kasjer stoi przy wejściu do lokalu. W ciekawostek – na środku restauracji stoi umywalka, w której można umyć ręce i dzbanek z darmową wodą do picia.
Zamówiłam absolutnie przepyszne pierogi mandu z nadzieniem szpinakowym, a w ramach przystawek klasycznie dostałyśmy zestaw różnych kiszonek, nie zabrakło oczywiście kimchi z kapusty.
Knajpka znajduje się w spokojnej i kolorowej dzielnicy murali, po której zrobiłyśmy sobie później spacer, aż doszłyśmy do Namsangol Hanok Village. W okolicy jest kolejka na górę Namsan, więc w planie dnia można połączyć te atrakcje.



Maru Jayeonsik Gimbap
Co zjeść w Seulu? Gimbap! Kolejne wegańskie jedzenie typu na szybko, w barze nieopodal głównej ulicy Insadong. Bar jest właściwie na zewnątrz, w listopadzie stoliki były otoczone płachtą, a siedziska były ogrzewane.
Miejscówka jest z grupy tych nienachalnych z wyglądu, nieośmielających cenowo i oferujących szybkie i smaczne przekąski. Gimbapy to rolki z ryżem, wypełnione różnymi warzywami w środku. Oryginalnie mogą się tam znaleźć ryby i owoce morza.
W tym samym bloku na którymś piętrze jest muzeum kimchi. Po wystawie przedstawiającej cały proces kiszenia kapuchy można spróbować 3 różne rodzaje kimchi.

Wegańskie jedzenie na Insadong 12
Niestety nie mogę znaleźć na googlemaps jak dokładnie się to miejsce nazywa. Żeby tam trafić trzeba skręcić z głównej ulicy Insadong w Insadong 12, iść do samego końca ze 150m i skręcić w prawo. Restauracja będzie po lewej stronie. O 13 godzinie w niedzielę było względnie pusto.
Zamówiłam pierogi mandu. Dostałyśmy największe przystawki w całej historii wyjazdu i powiedziałabym, że jedne z lepszych. Do obiadu kupiłyśmy wino ryżowe makgeolli, żeby poznać nowy smak. Ciekawy jest sposób podania tego trunku, który potem wielokrotnie zauważałam w serialach koreańskich. Napój podaje się w dzbanku, przypominającym dzbanek do herbaty, a pije się w dużych miseczkach, które ja przeznaczyłabym w domu do picia zupy.
W restauracji można płacić kartą. Insadong to samo centrum Seulu. Z restauracji tylko chwila dzieli Was do Jogyesa Temple lub do Ikseon-dong Hanok Village. A tuż obok znajduje się pawilon “artystyczny”, w którym można zaopatrzyć się w różne koreańskie rękodzieła, np. kosmetyki, wyroby papiernicze czy biżuterię.






Surinnal Seolleongtang Halmae Jokbal Bossam
To pierwsza restauracja, którą odwiedziłam w Seulu. Była załadowana ludźmi po sam sufit – niemal dosłownie, bo usiadłyśmy w takiej wnęce na podwyższeniu, gdzie dało się siedzieć tylko po turecku. Dzięki temu mogłyśmy podglądać sąsiadów, żeby dowiedzieć się jak jedzą i co jedzą lokalsi. W środku nie było żadnych turystów, a kelnerka nie znała angielskiego. Zrozumiała tylko nasze błagalne “no meat”, co uchroniło nas od zamówienia bibimbapa z wołowiną.
Jedzenie było całkiem dobre, porcje były absolutnie ogromne, a za całość zapłaciłyśmy zaledwie po 30 zł. Dało nam to nadzieję, że pobyt nie będzie nas sporo kosztował. Jak się potem okazało, ceny jedzenia faktycznie okazały się niższe niż w Warszawie.





Tteokbokki | 진아네떡볶이
Co zjeść w Seulu? Tteokbokki! Tteokbokki zjadłam w Korei dwa razy i obydwie wersje mi smakowały. Po raz pierwszy w tej restauracji, drugi raz w wersji “na szybko” z pudełka ze sklepu typu żabka. Potrawa składa się z makaronu i sosu z serem – niby banalne, a jednak w smaku zupełnie coś innego, niż sobie wyobrażałam. Obydwie wersje były dosyć ostre. Ciekawy i nieoczywisty był sposób podania. Kelner przyniósł na stół palnik, na którym postawił patelnię – chodziło o to, żeby utrzymać odpowiednią konsystencję sera podczas całego posiłku. Jedna patelnia była dla dwóch osób, więc zapłaciłyśmy po 7,5tys. wonów czyli po 20zł.





Plantude
Do galerii handlowej Starfield Coex Mall w dzielnicy Gangnam trafiłyśmy, gdy byłyśmy już dość głodne. Celem była oczywiście biblioteka Starfield w środku galerii, ale najpierw musiałyśmy coś zjeść. Nie miałyśmy żadnych polecajek jedzenia w pobliżu, a nie chciałyśmy wylądować w McDonalds. Niestety w pasażu kulinarnym wszystkie bary oferowały kuchnię zagraniczną – włoską, francuską, japońską czy tajską, a niewiele było restauracji w daniami koreańskimi.
W końcu udało się trafić do restauracji, która serwuje wegańskie jedzenie, w tym bibimbaby. To było dokładnie to, czego potrzebowałyśmy – tofu z warzywami plus kiszone dodatki. Idealne miejsce na szybką obiadową przerwę.


7/11 i Nice to CU
Sklepy sieci 7/11 i Nice To CU to sklepy typu żabka, w których można kupić szybkie przekąski, gotowe dania, czy kawę z automatu. W takich sklepikach też się zaopatrywałyśmy w jedzenie w celach poznawczych i oszczędnościowych XD
Pewnego dnia w moim życiu nastąpił prawdziwy przełom – kupiłam ryżową przekąskę z farszem z tuńczyka. To odmieniło moje koreańskie życie o 180 stopni i już codziennie jadłam chociaż jednego takiego kimbapa. Cena takiego pysznego wariata to niecałe 4 zł.
W takich sklepikach kupowałyśmy też gotowe dania, np. tteokbokki, o których wspominałam wcześniej, zupki, nasze ulubione soju arbuzowe, a raz nawet kupiłam herbatę w kubeczku do zalania wrzątkiem – można je dostrzec w każdym sklepie. Kawa z automatu kosztuje kilka złotych.
Co więcej, w takich miejscach można łatwo doładować kartę, którą kasuje się w komunikacji miejskiej.


Egg Drop
Na koniec miejsce, które szału nie robi. Lokalem też nie był zachwycony autor vloga Maciej je, który opisał swoje kulinarne spacery po Seulu. Do lokalu często jest kolejka, co mogłoby oznaczać, że warto swoje odczekać. Niestety buła nie była zachwycająca. Sam chleb był słodki i z dodatkami wytrawnymi nie za dobrze się komponował. W środku są tylko 3 miejsca siedzące, więc jest to raczej przekąska do zjedzenia w biegu.


