Transylwania | 3 średniowieczne miasta w Siedmiogrodzie

Transylwania to kraina Rumunii, do której musiałam w końcu przyjechać. Po zimowej wizycie w Timisoarze w 2018 roku i niezwykle udanym pobycie w Bukareszcie dwa lata później (zaraz przed pandemicznym zamknięciem granic) wyruszyliśmy na poszukiwanie niedźwiedzi i Draculi w miastach i zamkach Siedmiogrodu. A jeździliśmy tak namiętnie, aż trafiliśmy na Trasę Transfogaraską, by podziwiać krajobrazy gór wysokich. Ale od początku… Zacznijmy od średniowiecznych miast Transylwanii.

Transylwania | Sighișoara

Najmniejsze miasto spośród odwiedzonych przeze mnie miast Siedmiogrodu jest domem dla zaledwie 40 tysięcy mieszkańców, mniej więcej tyle samo osób mieszka w Sanoku. Nie bez przyczyny porównuje się Sighisoarę do francuskiego Carcassonne. Tylko te dwa średniowieczne miasta to cytadele, w których wciąż mieszkają ludzie. Wzgórze Zamkowe otoczone murami obronnymi wpisane są na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Zatem jakie zabytki skrywa w sobie centrum miasta, o których nie można zapomnieć przy planowaniu podróży?

Wieża Zegarowa

Spacer zaczęliśmy pod najbardziej charakterystycznym budynkiem w mieście. To XIV-wieczna brama, broniąca wstępu do twierdzy. Niegdyś było to miejsce zgromadzeń rady miejskiej, dziś jest tam Muzeum Historii z pięknym widokiem na miasto. Nic dziwnego, że składowali tu amunicję i przechowywano skarby. Mury tego budynku mają dwa metry grubości! Po pożarze w 1677 roku wyremontowano ozdobny dach. W średniowieczu ilość wieży dużo mówiła o mieście – cztery w nich sygnalizują, że można sądzić w tym mieście za morderstwo, cudzołóstwo, nieporządek pokoju publicznego i… czary!

Najważniejszym elementem wieży zegarowej jest oczywiście… zegar. Wbudowano go w XVII wieku, a tarcze ozdobiono figurkami. Mieliśmy problem, by rozpoznać postacie, które są tam przedstawione. Z jednej strony miały prezentować dni tygodnia, z drugiej rzymskich bogów. Na tarczy od strony miasta stoją: 

Dom Włada Palownika

Sighisoara jest małym miastem, lecz popularność ogromną. Powodem jest ta właśnie kamienica, w której prawdopodobnie żył przez kilka pierwszych lat swojego życia Wład Palownik. To postać historyczna. Był hospodarem wołoskim, rządzącym w XIV-wieku w sposób okrutny. Został zapamiętany jako władca, który karał ludzi w sposób przerażający – nabijając ich na pal. Stąd ten łatwy do zapamiętania przydomek 😉

Wokół tego domu kręci się dzisiaj turystyczny biznes. Dom jest otoczony plastikowymi pamiątkami, a w środku znajduje się hotel. 

Dom pod Jeleniem

Kilka kroków dalej (lub kilka papanasi dalej, bo tu można zrobić sobie postój na ten rumuński przysmak), docieramy na rynek. I zaraz po lewej stronie znajdziemy wystające rogi domalowanego na elewacji jelenia. Pierwszy budynek, który tu stał od XIII wieku spłonął w 1676 roku, więc to, co widzimy, powstało w wieku XVII.

Schody do szkoły

Za Domem z Jeleniem skręcamy w lewo i tu już z daleka widzimy schody obudowane drewnem. O co tu chodzi? Prawdopodobnie zimy dokuczały uczniom, którzy wspinali się na szczyt wzgórza, na którym po dziś dzień stoi szkoła. Dzisiaj na wzgórze szkół jest nawet dwie – ta starsza z 1619 roku jest zaraz naprzeciwko schodów, a po lewej jest gimnazjum Josepha Haltricha z przełomu XVIII i XIX wieku.

Biserica din deal

Spacer kończymy na wzgórzu, koło kościoła, który pierwotnie był kościołem katolickim, a dzisiaj jest najważniejszą luterańską świątynią w mieście. Sighisoara stała na trasie handlarzy, idących ze wschodu na zachód, a nawet z zachodu na wschód 😀 I to oni płacili za budowę tego kościoła, składając w podzięce za gościnę dary. Niestety nie weszłam do środka, a podobno tam jest wiele elementów historycznych, zabytkowych, które trzeba zobaczyć. Wiele przedmiotów jest oryginalnych (np. tabernakulum z XV wieku). Jako prawdziwi Polacy nie możemy zapomnieć o polskim wątku, dotyczącym tego kościoła. Otóż autorem ołtarza jest Jan Stwosz – syn Wita Stwosza, twórcy ołtarza w krakowskim Kościele Mariackim. 

Na Rynek włóczyliśmy się bocznymi drogami, chcąc wyłapać jak najwięcej wież, ile się da. Niestety mury są w średnim stanie i w większości miejsc są niewidoczne z poziomu ulicy. Wież dookoła miasta jest bardzo dużo, bo aż 9 (początkowo było aż 14!). Każdą basztą opiekował się inny cech: szewców, krawców, rzeźników itd. Studiowaliśmy mapę namiętnie, dopóki nie usiedliśmy na szybką kawę na ozdobionym pnączami tarasie jednej z kawiarenek.

Transylwania | Sybin

Rynek | Piate mare

Zwiedzanie miasta można zacząć od rynku, czyli Piata Mare. Sam rynek powstał w 1360 roku, a najstarsza kamienica przy tym placu to Dom Hallera z 1470. Budynek w stylu gotycko-renesansowym był własnością trzykrotnego burmistrza Sybina – Petrusa Hallera. Na rynku znajduje się też Muzeum Brukenthala, do którego chciałam wejść, ale niestety czas nie pozwolił. Gubernator Siedmiogrodu z XVII wieku stworzył kolekcję ponad 1200 obrazów. Wystawa została otwarta na początku XIX wieku, 7 lat przed otwarciem National Gallery w Londynie. Zaskoczyła mnie informacja, że można w środku zobaczyć dzieła takich artystów jak Memlinga, Tycjana i Petera Breughla. Cena biletu to 50 RON. W oddali góruje wieża ratuszowa. Jeśli pójdziecie w jej stronę, traficie na Mały Rynek.

Mały rynek | Piața Mică

Na Małym Rynku działo się istne szaleństwo zarówno w piątek jak i w sobotę. Przez cały weekend trwał targ, na którym sprzedawano wszystko, co sobie można wyobrazić: ubrania, biżuterię, starocie, przetwory, pamiątki. Na drugi dzień do zabawy dołączyli artyści, którzy dbali o warstwę muzyczną wydarzenia. W pewnym momencie na scenę wyszedł Pan przebrany za Elvisa. No dożynki to nic, w porównaniu do tego, co zapewnił nam sobotni Sybin.

Scena została ustawiona przed niskim długim żółtym budynkiem z arkadami. To Hala Rzeźników z XV-wieku, która dzisiaj została przemianowane na Dom Artystów, bo w środku jest obecnie galeria sztuki. Nie dość, że w Muzeum na Rynku są dzieła zachodnich mistrzów, to w Muzeum Etnograficznym na Małym Rynku można oglądać egipską mumię liczącą 2500 lat! To miasto szczególnie polecam turystom planującym dzień spędzić w galeriach i muzeach.

Wieża ratuszowa

Nie odkryję tu Ameryki, jeśli chcecie zobaczyć panoramę Sybinu – wspinajcie się na ostatnie (siódme) piętro wieży ratuszowej. Chociaż wieża liczy sobie 5 wieków, to ostatnie piętro powstało dopiero w XIX-wieku. Kiedyś więzienie i strażnica, dzisiaj muzeum czeka na turystów spragnionych przyjemnych dla oka widoków.

Most kłamców

Idąc uliczkami Sybinu zwróćcie uwagę na okna dachowe o kształcie łezki, albo oczek. Tak naprawdę była to naturalna wentylacja strychów, aby jedzenie tam przechowywane nie pleśniało. Powstawały też różne teorie, na przykład myślano, że okna mają budzić w mieszkańcach lęk i wywołać w nich poczucie bycia inwigilowanym.

Zaraz obok Małego Rynku zobaczycie Most Kłamców. Pierwszy odlany z żelaza most w Rumunii (w 1859 roku) zawali się, jeśli przejdzie po nim kłamca. Tak jest, to tylko legenda, ale ponoć Nicolae Ceaușescu zawsze przemawiał z tego mostu, żeby uwiarygodnić swoje przemówienie.

Casa Calferol

Współcześnie nazwano by ten budynek domem Erasmusów w wersji rzemieślniczej. Niegdyś do tego domu przyjeżdżali czeladnicy z całej Europy i mieli 3 miesiące, by nauczyć się jakiegoś fachu. Opuszczając Sybin tradycyjnie zostawiali przedmiot, który miał przypominać o sobie. Jeśli staniecie przodem do budynku i popatrzycie na lewo, znajdziecie tzw. The Guilds Tree, czyli słup z takimi przedmiotami.

Kościół Najświętszej Marii Panny

Zaraz obok Casa Calferol stoi kościół gotycki. Na początku stał tu XII-wieczny kościół romański i do dzisiaj znaleźć można na ścianach fragmenty malowideł  z tego okresu. Tak jak w Sighisoarze, tak i tutaj wieżyczki mówią wiele. Cztery mniejsze wieże w czterech rogach większej oznaczają, że Sybin miał przywilej “prawa miecza”, co oznaczało, że można było tutaj dokonywać kary śmierci. 

Sobór Trójcy Świętej 

Mieliśmy kościół ewangelicki, czas na kościół prawosławny. I to nie byle jaki, bo nawiązujący do Hagia Sophia. To największy kościół prawosławny w Rumunii! Wstęp nic nie kosztuje, więc wejdźcie do środka, by zobaczyć złocony ikonostas, bogate zdobienia i przywieziony aż z Wiednia pozłacany żyrandol. Świątynia powstała na początku XX-wieku, a architektami byli dwaj panowie z Budapesztu: Nagy i Kamner.

Obiad

Niestety nie mam zdjęć z żadnej restauracji, a byłam w dwóch, które śmiało mogę polecić. Jedna z nich znajduje się na Małym Rynku i ma ogródek z widokiem na miasto. Restauracja Kulinarium oferuje dania kuchni rumuńskiej. Jedliśmy ciorby (wśród nich była też warzywna) i dania mięsne, które były podane na ogromnych talerzach. Pojedliśmy sobie tak jak trzeba i za przyzwoitą cenę.

Druga miejscówka była jeszcze bardziej “narodowa”, bo piwnica była przystrojona w folklorystyczne motywy, a kelnerzy byli ubrani w ludowe stroje. Crama Ileana już na początku dostała duży plus, bo mimo, że siedzieliśmy w 6 osób, można było zapłacić za dania osobno. To informacja niezwykle ważna w Rumunii, gdy podróżuje się w kilka osób. Zwykle każą płacić jednej osobie za stolik, co w przypadku wyjścia 20-osobowej grupy na piwo staje się problemem nie do przeskoczenia. W Crama Ileana zamówiłam mamałygę i był to strzał w dziesiątkę. Moja pierwsza próba zjedzenia tej papki kilka lat temu w Bukareszcie zakończyła się myślą, że nigdy już tego dania nie zamówię. Ale jak się okazuje, jeśli przyrządzi się ją dobrze, z odpowiednim sosem, staje się potrawą 10 na 10.

Kawa i piwo

Spragnionych kawy odeślę do miłej kawiarni Wien z tarasem widokowym, tuż przy kościele. Miejscówka oferuje napoje z Austrii wyjęte, chociaż atmosfera przypomina bardziej tę z ulic paryskiego Montmartre. To co, kawa po wiedeńsku, czy klasyczne melange?

Na piwo, o ile zwiedzacie w małym gronie, można wpaść do Music Baru w piwnicy obok pizzerii. Jednak trzeba mieć na uwadze to, że płaci się razem za cały stolik – my przeżyliśmy szok kulturowy, kiedy okazało się, że nie chcą nas obsłużyć osobno. A byliśmy w grupie 20 osób! Zrezygnowali z tak ogromnego zarobku, na rzecz tej niezrozumiałej z naszej perspektywy zasady. Jako że nikt nie kwapił się, do zapłaty za 20 osób, poszliśmy szukać szczęścia dalej.

Dalej od centrum jest inne ciekawe miejsce – Love Bar, w którym płaci się przy barze 😀 Jest to bar na podwórku i klub w piwnicy, jednak mimo weekendu sam klub świecił pustkami. W wakacje na scenie na podwórku organizowane są koncerty na żywo, generalnie jest miła atmosfera i możliwe że w sezonie dzieje się tu więcej. Na spokojne piwo jest to miejsce idealne.

Transylwania | Braszów

Centrum miasta

Jeśli miałabym więcej czasu, na pewno pospacerowałabym dłużej po Starym Mieście, by porobić zdjęcia miastu, które porównywane jest przez wszystkich do Krakowa. To leżące na granicy trzech krain (Transylwanii, Mołdawii i Wołoszczyzny) miasto liczy ponad 300 tys. mieszkańców i historycznie dzielił się na dwie części: Saskiej i Rumuńskiej. Rynek, ratusz, najwęższa ulica w środkowo-wschodniej Europie, czyli ul. Sznurkowa leżą na części saskiej. Gdy miniemy bramę Schei trafimy do dzielnicy rumuńskiej, w której nie ma zbyt wielu zabytków. Nie wolno jednak o niej zapominać, bo to tam została założona pierwsza szkoła rumuńska, w której początkowo uczono w języku cerkiewnosłowiańskim, a od połowy XVI wieku po rumuńsku. W muzeum, które działa dzisiaj na terenie wspomnianej szkoły, obejrzeć można między innymi najstarszy znany list napisany w języku rumuńskim. 

Na rynku uwagę przyciąga ratusz, odbudowany po wielkim pożarze w 1689 roku. Dzisiaj tam mogą zwiedzać ci, których pasjonują historyczne przedmioty, np. pierwsze rumuńskie krosno z 1823 roku. W jednym z otaczających rynek budynków działała pierwsza gazeta w języku rumuńskim – Gazeta de Transilvania. Na rynku spostrzegawcze oko wyłapie krakowskie sukiennice… W Casa Hirscher, czyli XVI-wiecznym pomarańczowym budynku z arkadami z 16 wieku był targ. Dwa kroki dalej jest Czarny Kościół, imponujący rozmiarem gotycki kościół, który jest największym kościołem gotyckim między Wiedniem a Stambułem. Czemu czarny? Pożar z XVII-wieku spalił wnętrz kościoła, a kamienne ściany pokryły się sadzą. Mimo tego, że ściany zostały wyczyszczone, nazwa została 🙂

Góra Tampa

Transylwania z góry? Jasne że tak! To generalnie górzysty teren i już w pierwszej godzinie przestaliśmy liczyć ile schodów przeszliśmy. Kiedy zobaczyliśmy napis miasta, udający nieco napis Hollywood w Los Angeles, trudno było przejść obok niego obojętnie. Szybko znalazłam miejsce, skąd odjeżdża kolejka (nie przyszło mi do głowy, żeby iść na piechotę, chociaż widziałam przez szybę wagonika kilku śmiałków na szlaku) i natychmiast ruszyłam przed siebie.

Na górze działa bar, więc spacer po szczycie góry można zakończyć lub zacząć od wypicia kufla piwa Ursus. Spacer na punkt widokowy zajmie 5 minut – trasa prowadzi lekko w dół, ale niech was to nie zmyli (nas zmyliło). Za chwilę ukaże się napis Brasov od dupy strony. I to by było na tyle jeśli chodzi o sam napis – nic szczególnego. Dalej jest punkt widokowy o wielkości średniego salonu w PRL-owskim bloku. Widok na miasto jest świetny – ładnie się odznacza sam rynek z granatową posadzką i żółtym ratuszem. Podczas naszej wizyty na miejscu była ekipa hiszpańskich dziennikarzy/influencerów, którzy nagrywali rozmowę z widokiem na Braszów. Całość dopełniał siedzący pod skałą wiolonczelista, który grał kawałki do tak zwanego kotleta.

Obok napisu zaczyna się prowadząca do góry wąska kamienista ścieżka – tam już niewiele osób dociera. Widok jest taki sam, ale satysfakcja z dotarcia na sam wierzchołek góry jest o wiele większa.

Informacje praktyczne: kolejka w dwie strony kosztuje 35 RON

,

Jedna odpowiedź do „Transylwania | 3 średniowieczne miasta w Siedmiogrodzie”

  1. […] kilkudniową wycieczkę po Transylwanii, podczas której jechałam Trasą Transfogaraską, a także odwiedziłam trzy miasta i dwa siedmiogrodzkie zamki: w Bran i w […]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

O MNIE

Jeśli szukasz pomysłów na krótki wyjazd po Europie, dobrze trafiłeś! Admiratorka porannej kawy, europejskiego kina i bałkańskich klimatów zaprasza na przygody szlakiem niecodziennych atrakcji w stolicach i miasteczkach.

OSTATNIE POSTY

KATEGORIE