W 2024 roku po raz pierwszy dotarłam do Azji, a konkretnie do Korei Południowej. W tym roku łącznie odwiedziłam 15 krajów (2 z nich po raz pierwszy) i 7 stolic. Kilka wycieczek odbyłam w ramach pilockiej przygody, pilotowałam np. wyjazd do Rumunii. A w październiku zaczęłam kurs przewodnika po Warszawie, który pochłania sporo mojego “podróżniczego procesora”.
Kilka wyjazdowych naj
- największy sukces: kupienie lotów do Azji xd
- najbardziej zaskakujący punkt programu: brak prawa jazdy uczestnika wycieczki, który miał być kierowcą
- najbardziej wymagająca wycieczka: tygodniowy wyjazd autokarem po Bałkanach
- najtrudniejsza podróż do celu: “spacer” po ultra wietrznej i zacinającej deszczem Kopenhadze
- najładniejsze miejsce noclegowe: domki w macedońskim Ochrydzie
- najładniejszy punkt widokowy: widok ze Starbucksu w Busanie na 120. piętrze
- najsmaczniejsze danie: cynamonki w Szwecji i ostatnie tapas w Barcelonie
- najbardziej egzotyczny widok: po prostu – ulice Seulu i Busanu
- najtańszy lot: z majorkańskiej Palmy do Bergamo
- najlepsza przeczytana w tym roku książka podróżnicza: “Rumunia. Albastru, ciorba i wino” Agnieszki Krawczyk
- najciekawsze muzeum: Muzeum Designu w Kopenhadze
- najbardziej rozczarowujące muzeum: Muzeum Sztuki Współczesnej w Malmo
- najbardziej zapadające w pamięć muzeum: Muzeum Salvadora Dali w Figueres
- najładniejsza kawiarnia: 943 King Cross w Seulu (inspirowana Harrym Potterem)
- najbardziej wyczekiwany cel podróży: założenie hanboku w Seulu
- liczba lotów: 9
- liczba wpisów na blogu: 16
Styczeń
Warszawa, Warszawa i Kraków. W tym roku wyjazdów zagranicznych miałam mniej niż w poprzednich latach, a tak się złożyło, że po Polsce (prawie) w ogóle nie jeździłam. Na szczęście w Warszawie i Krakowie można podróżować nawet, kiedy nie przekracza rogatek tych miast. W styczniu odwiedziłam Muzeum Narodowe w Warszawie, które prezentowało zdjęcia Bruno Barbeya – fotografa i podróżnika. Obejrzenie tych zdjęć było szalenie inspirujące i od razu zmotywowało mnie to do planów kolejnych podróży.
Luty
Na początku lutego odwiedziłam Bydgoszcz. Drugi raz byłam tam zimową porą, a i tak miasto wydawało mi się bardzo zielone i przyjemniackie – zupełne przeciwieństwo spopularyzowanej opinii tzw. “Brzydgoszczy”, z jaką musi się konfrontować to miasto. Kolejny raz obiecałam sobie, że następnym razem przyjadę tu jak będzie cieplej, by móc rozkoszować się miłymi uliczkami i pić kawę w kawiarnianym ogródku. Wróciłam do mega przyjemnej brazylijskiej restauracji A Favela, zwiedziliśmy Dom Leona Wyczółkowskiego, a wieczorem chillowaliśmy w przyjemnym barze Eljazz. Podczas weekendu nie zabrakło też nauki – pod okiem instruktorów tworzyliśmy mydełka w Muzeum Brudu i Mydła.
Niedługo później zorganizowałam pierwszy w tym roku wyjazd zagraniczny – do słonecznej Barcelony. Jak się w grudniu okazało, do Hiszpanii w tym roku pojechałam 2 razy. Do stolicy Katalonii chciałam dotrzeć od dłuższego czasu, więc kiedy tylko znalazłam tanie loty, nie mogłam się powstrzymać. W Barcelonie poznałam życie i twórczość dwóch artystów – Salvadora Dali i Antonio Gaudiego. Po miesiącu czytania biografii i po 5 dniach zwiedzania panowie bardzo mnie zmęczyli swoimi osobowościami. Niemniej, dużo czasu poświęciłam na zwiedzanie budynków stworzonych przez Gaudiego, pojechałam do muzeum Daliego w Figueres i stanęłam pod domem rodzinnym tego surrealisty.
Ale nie samą sztuką człowiek w Barcelonie żyje. Mimo lutowych chłodów udało się posiedzieć na plaży, pospacerować po wzgórzu Montjuic, pochillować z cavą w ręku w kawiarnianych ogródkach i pochodzić po tych częściach miasta, które nie są tłumnie odwiedzane przez turystów. Z wycieczki powstały 4 wpisy na blogu, w tym gotowa trasa spaceru, jeśli macie tylko kilka godzin na zwiedzanie Barcelony.
Marzec
W marcu pojechałam na długi weekend do Skandynawii. W planie było zwiedzanie Kopenhagi i Malmö. Niestety wyjazd nie do końca nam się udał, a powodem była niezwykle zła pogoda. Było tak wietrznie i deszczowo, że nawet właścicielka mieszkania w Kopenhadze była zdziwiona tymi niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi. Czasu starałyśmy się nie zmarnować i zamiast spacerować pięknymi uliczkami miast, siedziałyśmy w kawiarniach jedząc przepyszne cynamonowe bułeczki. Kawa z widokiem na Bałtyk jest pyszna niezależnie od pogody.
W Kopenhadze poleciłabym wszystkim Muzeum Designu, które jest inspirujące zwłaszcza jeśli się jest na etapie urządzania mieszkania, ciekawie zaprojektowane było też Muzeum Pracy. Duńczycy zdecydowanie znają się na ładnych i kreatywnych przestrzeniach. Weszłam na chwilę do dzielnicy Christiania, ale najbardziej zachwycił mnie Superkilen Park, do którego muszę wrócić następnym razem. W przestrzeni parkowej umieszczone są elementy z całego świata – studzienki, ławki, lampy. Z Polski znalazłam gdańską studzienkę kanalizacyjną. W Malmö najbardziej podobało mi się Stare Miasto i przestrzeń portowa, z której widać słynny Most nad Sundem, łączący Szwecję z Danią.
Kwiecień
Pięć krajów bałkańskich w 10 dni autokarem? Proszę bardzo. W tym roku trochę pojeździłam tym środkiem transportu. W połowie kwietnia wyruszyliśmy przez Chorwację, Czarnogórę, Albanię, Macedonię Północną, by dojechać na grecką wyspę Korfu. Oprócz zwiedzania kolejnych miast kształciliśmy po drodze swoje pilockie umiejętności, by jeszcze lepiej pilotować wycieczki w nadchodzącym sezonie. Makarska – Dubrownik – Budva – Saranda – Korfu – Skopje – to była trasa naszej wiosennej przygody. Chociaż w Albanii i Macedonii Płn. byłam już kilka razy, to wyjazd ten narobił mi apetytu na kolejne podróże w tamte strony. Zwiedziłabym południową część Albanii, bo tam jeszcze nie miałam czasu pojeździć i skupiłabym się na terenach wokół Skopje – chciałabym zobaczyć na żywo macedońskie kaniony, jeziora i parki. Najchętniej wiosną 🙂
Maj
Nie mogąc się zdecydować na jeden kraj, majówkę spędziliśmy w… 4 krajach i 4 stolicach 😀 Wycieczkę zaczęliśmy od Pragi, a dokładniej od Muzeum Pilsnera. Po obiedzie przewodnik oprowadził nas po najciekawszych miejscach Starego Miasta – przeszliśmy przez słynny most, zobaczyliśmy słynną rzeźbę przed muzeum Kafki, stanęliśmy przed zegarem (Orloj) na Rynku.
W Wiedniu mieliśmy czas, by spróbować klasyka, czyli tradycyjny street food – hotdog, a potem stanęliśmy w kolejce do kawiarni Demel. Opłacało się poczekać – kawa Wiener Melange i torcik Sacher smakowały obłędnie. Ja jeszcze miałam moment, by przejść się po Austriackiej Bibliotece Narodowej.
Zawsze jak jestem w Bratysławie, nie mogę sobie odmówić naleśników z serem i tak też było tym razem. Chociaż połowę dnia w stolicy Słowacji padało, znaleźliśmy okno pogodowe by przejść się po jego centrum. Udało nam się nawet wyjść na ratusz, skąd rozpościerał się widok na całe miasto. Następnym razem chciałabym wejść do charakterystycznego budynku na moście tzw. ufo.
Na koniec intensywnego wypadu dotarliśmy do Budapesztu. Zwiedziliśmy i Budę i Peszt, popłynęliśmy statkiem po Dunaju, by zobaczyć wieczorową porą oświetlony parlament z rzeki, bawiliśmy się w barze Szimpla Kert i w klubie Heaven, a na drugi dzień, zaraz przed wyjazdem, skoczyliśmy na termy Széchenyi Fürdő i zjedliśmy pysznego langosza. Niby tylko 4 dni, a wystarczyło mi przygód na miesiąc xd
Czerwiec
Początek czerwca spędziłam na Kurpiach, gdzie pilotowałam grupę uroczych 4-klasistów. Byliśmy w Zagrodzie Kurpiowskiej w Kadzidle, Skansenie Kurpiowskim im. Adama Chętnika w Nowogrodzie i Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Oprócz zwiedzania nie zabrakło czasu na relaks podczas rejsu po jeziorze w okolicy Ruciane-Nida.
Lipiec
PRAGA-PÓŁNOC: Lato w mieście uwielbiam. W tym roku motywem przewodnim było kino letnie i zwiedzanie Pragi-Północ, dokąd przeprowadziłam się na początku czerwca. Wraz z różnymi przewodnikami miejskimi kręciłam się po najstarszej części Pragi-Północ, zaglądałam na podwórka kamienic przy ul. Stalowej, jadłam śniadania w popularnej ostatnio miejscówce Toast, zajrzałam do Stacji Praga, przeszłam też szlak murali praskich oraz szlak rzemieślniczy, poznając mieszkańców-artystów tej dzielnicy. A w międzyczasie testowałam jagodzianki xd
Sierpień
KINO LETNIE: W sierpniu testowałam różne seanse pod chmurką i pod względem repertuaru zdecydowanie wygrywa kino przed Kinoteką. Niestety kolejki trochę odstraszają, chociaż to nie jest problem, jeśli się przyjdzie wcześniej. Najgorsza jest turbo głośna muzyka, która nie pozwala porozmawiać ze znajomymi, oczekując na wybrany film. Na szczęście dodatki promocyjne typu jagodzianka czy lody trochę neutralizują te negatywne doświadczenia. Zdecydowanym zwycięzcą są seanse na Polu Mokotowskim, niestety zwykle pokazywane są tam filmy, które już widziałam. Nowością dla mnie były kameralne wieczory filmowe organizowane przez Centrum Myśli Jana Pawła II na podwórku kamienicy przy ul. Foksal. Uczestniczyłam w tym roku w jednym spotkaniu, poświęconemu filmom ukraińskim, podczas którego gościem specjalnym był Maciej Hamela – reżyser nagradzanego filmu “Skąd, dokąd”. Źle za to oceniam kino letnie przy elektrowni Powiśle. Przed ekranem jest chodnik, po którym naturalną siłą rzeczy kręcą się ludzie, co niesamowicie dekoncentruje.
Wrzesień
Wrzesień rozpoczęłam wycieczką do Rumunii, a konkretniej do Transylwanii. Z grupą studentów zwiedzaliśmy kraj, który oszałamia ilością miejsc do odkrycia. Jednocześnie region nie przytłacza ilością ludzi i ilością atrakcji stworzonymi pod turystów. Zwiedziliśmy 3 miasta: Sybin, Sighisoarę i Braszów, chodziliśmy po zamkach w Bran i w Hunedoarze. Wisieńką na tym transylwańskim torcie był wjazd gondolą nad jezioro Balea na wysokość ponad 2 tys. m. n.p.m. i przejazd fragmentem trasy Transfogaraskiej. Nie spotkaliśmy ani niedźwiedzi, ani Draculi, więc ewidentnie wyjazd wypada powtórzyć.
Październik
Po półroczu wyjazdów z grupami przyszedł czas na relaks z książką w słonecznym kraju. Padło na hiszpańską Majorkę. Przez kilka dni robiliśmy to, na co nie było czasu przez ostatnie miesiące. Jedliśmy pyszne hiszpańskie jedzenie, chillowaliśmy na plaży i nad basenem, a kiedy znudziła nas ta sielanka wynajęliśmy samochód by zobaczyć co skrywa przed nami ta piękna wyspa.
Szlak śladami Chopina w Valldemossie, najpiękniejsze uliczki w Fornalutx, drewniany pociąg w Soller i charakterystyczne schody w Pollensie. Chociaż każde miasto na północy Majorki wyróżnia się czymś innym, mają wspólny mianownik. To wyłożone kamieniem wąskie uliczki, drzewa pomarańczowe, kwitnące rośliny w glinianych donicach, no i niekończące się schodki i wzniesienia, bo mówimy o tej części wyspy zdominowanej przez wysokie góry. Sierra de Tramontana to pasmo górskie, które upodobali sobie miłośnicy wspinaczki oraz kolarstwa. Oprócz małych miasteczek na północy zobaczyliśmy również półwysep Formentor, piękny przyrodniczy zakątek wyspy wpisany na listę UNESCO oraz stolicę Majorki – Palmę.
Powrót z Majorki wypadł w moje urodziny, a przez “przypadek” loty ułożyły się tak, że mieliśmy przesiadkę we włoskim Bergamo. Los chciał, że między przylotem a wylotem czekaliśmy kilka godzin, więc postanowiliśmy pochodzić po Starym Mieście. W Bergamo wszyscy już kiedyś byliśmy, dlatego nie kusiło nas, by zobaczyć “wszystko”. Zresztą byłoby to fizycznie niemożliwe. Nasz spacer należał do tych “kulinarnych”. Zaczęliśmy od kawy w ukrytym od ciekawskich wzroków turystów barze, w ogródku, w którym oprócz nas siedziało kilku czytających gazety starszych panów. Potem zaczęło padać, więc nasz spacer trwał nie dłużej niż 20 minut. Trafiliśmy do wspaniałej trzypiętrowej restauracji, w której zjedliśmy urodzinowy obiad. Pizza, deser i wino kosztowało naszą trójkę 30 euro, czyli w stosunku do cen warszawskich właściwie zarobiliśmy na tej przesiadce podwójnie. Po obiedzie niestety nie rozpogodziło się, ale niesieni radością taniego obiadu zeszliśmy na sam dół, zanim złapaliśmy autobus na lotnisko.
Listopad
Ostatni wyjazd w tym roku był jednocześnie tym najdalszym w ogóle. Po kilku latach intensywnego zwiedzania Europy zaczęłam rozglądać się za dalszymi kierunkami. Nigdy nie byłam na innym kontynencie (trudno do tej kategorii zaliczyć wyjazdy do Gruzji, zachodniej Rosji czy na Cypr), a bardzo kusiło :). Z pomocą przyszła szalona środa czyli cotygodniowa promocja Lotu, dzięki której trafiłyśmy na przelot do Seulu za 2 tys. z hakiem. Nie ma lepszego kierunku na pierwszy długi lot do Azji.
Korea Południowa jest świetnym kierunkiem dla początkujących miłośników Azji. Seul jest tak prosty “w obsłudze”, że nie potrzeba żadnych szczególnych umiejętności komunikacyjnych, żeby zorganizować sobie wyjazd samodzielnie. Seul niewątpliwie zachwycił mnie pod kątem kulinarnym – kimchi i inne kiszonki zapamiętam na długo. Do mojego kulinarnego słowniczka doszły takie wyrazy jak kimbap, bibimbap, tteokbokki, mandu, pepero i wszystkie z nich kojarzą mi się bardzo dobrze. Ilość nietypowych i ciekawie urządzonych kawiarni jest zbyt duża, by zobaczyć chociaż 1 procent z nich. Najciekawszą atrakcję – przebranie się w hanbok i spacer w nim po historycznej części Seulu zrealizowałyśmy już pierwszego dnia.
Oprócz Seulu udało nam się zwiedzić Busan (choć nie bez przygód). Pojechałyśmy też do Strefy Zdemilitaryzowanej oddzielającej Koreę Południową od Północnej. Korea Północna była dosłownie za płotem! Ten wyjazd wcale nie zaspokoił moich pozaeuropejskich pomysłów na wyjazdy, wręcz przeciwnie – okazało się, że da się polecieć daleko wydając niewiele. Nawiasem mówiąc, powoli rozglądam się za kolejnymi lotami poza granicę europejskiego podwórka.
Grudzień
W grudniu starałam się odpokutować ostatnie wyjazdy i nie wydać żadnych pieniędzy xd. Niemniej podróżniczo ten miesiąc był równie ciekawy, z tym że moje przygody działy się w obrębie tego samego miasta. Czasem zaledwie 200 metrów od mieszkania :D. W październiku zaczęłam realizować kolejny pomysł – zapisałam się na kurs przewodnika po Warszawie. Jeśli dobrze pójdzie, w czerwcu zdam egzamin i odblokuję kolejną umiejętność związaną z turystyką. A na razie systematycznie spacerujemy po mieście i zachwycamy się miastem, jakbyśmy widzieli je po raz pierwszy.
Co tydzień zarówno w sobotę jak i w niedzielę chodzimy po muzeach (i nie tylko!). W samym tylko grudniu byłam w Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum Fryderyka Chopina, Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie, Muzeum Warszawskiej Pragi, Muzeum Pawiak, Archiwum Głównym Akt Dawnych (widziałam dokumenty z XV-wieku!). Jeden dzień poświęciliśmy na zwiedzanie Pragi (całej!). Mimo że mieszkam kilometr od Cerkwi św. Marii Magdaleny, nigdy tam nie weszłam – aż do teraz! Największa atrakcja czekała na mnie podczas tego spaceru po obiedzie na ul. Brzeskiej. Na co dzień raczej tam nie zaglądam. Z przewodnikiem zaś weszliśmy na podwórko z jednej kamienic, w której rezydowała tamtejsza ferajna. To było coś. A pomiędzy spacerami “odpoczywałam” na siłowni 😉
Podróżnicze podsumowanie: kino i książki
Z powodów pozapodróżniczych turbulencji przez kilka miesięcy nie miałam czasu na filmy. Pierwszy raz od kilkunastu lat zrobiłam 3-miesięczną przerwę od kina, do którego chodzę zwykle średnio raz na dwa tygodnie. Ominęły mnie wszystkie festiwale (zawsze byłam obecna na Festiwalu Millenium Docs Against Gravity, Ukraina! Festiwal Filmowy, Warszawskim Festiwalu Filmowym, przeglądzie filmów włoskich itd…). Niemniej, jak statystyki pokazują, udało mi się zobaczyć sporo filmów, niewiele mniej niż w zeszłym roku, a dodatkowo przeczytałam znacznie więcej niż w zeszłym roku. Być może wakacje w mieście, a co za tym idzie kino letnie i książka w kawiarnianych ogródkach, a także weekendowe błogie nicnierobienie w podkrakowskim ogródku nabiło te wyniki – w każdym razie jestem z tego bardzo zadowolona.
Książki: 24
Filmy: 115
Seriale: 12